Władcy Nocy – historia Neveny
Władcy nocy to klimatyczna gra o wampirach, pełna strategii i współpracy członków Rodziny nieśmiertelnych krwiopijców, którzy próbują przejąć władzę nad miastem. Dziś historia Neveny – rozmawiającej z duchami. Inkwizycja nie ma łatwego zadania, kiedy do gry wkraczają istoty astralne…
Historia Neveny
Nevena zatopiła zęby w gardle ofiary, delektując się słodką chwilą uwolnienia krwi, gdy jej kły przebijały żyłę szyjną. Przycisnęła wargi do rany i łapczywie wyssała życie mężczyzny, aż jego ciało całkiem zwiotczało. Pozwoliła mu upaść bez życia na ziemię.
– Hej! – wykrzyknął duch.
Zignorowała go i otarła rękawiczką swe usta.
– Hej! – zawołał ponownie. – Mówię przecież, ty… Znaczy, tak się nie robi. – Wskazał na swoje ciało migoczącą ręką. – Właśnie mnie zabiłaś.
Nevena miała inne rzeczy do załatwienia. Odwróciła się od ducha i wyszła z alejki, wtapiając się w gęsty tłum tętniącego życiem miasta, uważając, by nikogo przy tym nie dotknąć. Fizyczny kontakt aktywował jej psychometrię, zalewając jej umysł przebłyskami z życia dotykanych osób – a żywoty śmiertelników już dawno przestały ją interesować. Dla niej to nieumarłych można było nazwać prawdziwie żywymi, a otaczający ją śmiertelnicy byli jedynie widmami, tylko niektórzy wydawali się nieco cieplejsi.
A niektóre zjawy były jak widać bardziej uparte od pozostałych.
– Wracaj tutaj! – zawołał za nią duch. Tylko ona mogła go dostrzec i usłyszeć. – Nie możesz tak sobie po prostu łazić, gryząc ludzi i uciekając! Ja… Pozwę cię!
– Uciekaj , mały duszku – westchnęła Nevena – idź i daj się pożreć Miłościwym.
– Co?
– Przyjdą po Ciebie. Objawią ci się jako zakapturzone, opatulone szarością postaci. Dawno temu dobiłam targu z ich panami i teraz dusze zabitych przeze mnie należą do nich. Ja w zamian za to cieszę się szczególnymi względami w świecie duchów. A ty, mały duszku, jesteś walutą tego świata. Odejdź stąd i czekaj.
Nie odszedł. Gdy przemierzała miasto , zjawa nieustannie za nią podążała. Z początku duch nagabywał ją ciągle o powód swojej śmierci. Na zmianę krzyczał i błagał, a jego dłonie przenikały przez jej ciało, gdy próbował ją uchwycić. Ze łzami w oczach próbował się modlić i za wszelką cenę zwrócić uwagę przechodniów, wywołując tym jedynie gęsią skórkę u kilku z nich i szczekanie psów.
Zareagowała dopiero, gdy zaczął śpiewać. Widmo zaczęło zawodzić na całe gardło, niemiłosiernie kalecząc hity Sinatry i Tonego Bennetta, a tym samym nieludzko czuły wampirzy słuch.
– Mały duszku – powiedziała Nevena – irytujesz mnie. – Z równie nieludzką wampirzą szybkością złapała go za kark, chwytając swymi bladymi dłońmi jego eteryczną postać.
Potrząsnęła nim. – Jak ci na imię?
– Jeffrey Polder!
– Jeffrey Polder – powtórzyła wolno, cedząc językiem każdą sylabę. Z jej akcentem brzmiało to wyjątkowo dziwacznie. – Irytujesz mnie, Jeffreyu Polderze.
Pociągnęła go za sobą przez tłum. Kilku przechodniów obejrzało się, ze zdziwieniem patrząc na dziwacznie wymachującą ręką bladą kobietę, gdy ta szarpała się z wijącym się widmem. Nie zwracając na nich uwagi, Nevena przeskanowała wzrokiem okolicę i dostrzegła mały cmentarzyk, na którym wśród grobowców stała wyczekująco szara postać.
– Możesz go zabrać – zwróciła się do upiora. – Jego krew jest na mych rękach i ustach.
Na mocy cyrografu należy do Was, o Miłościwy.
– Ona mnie zabiła! – zaprotestował Jeffrey Polder.
– Tak – przytaknęła zakapturzona postać. – Zgodnie z zapisami cyrografu, jest nasz.
Jednak nie mogę go jeszcze zabrać. Jest zbyt mocno powiązany ze światem śmiertelnym.
– Powiedz mi więc, duchu – wysyczała z irytacją Nevena – gdzie znajdę jakąś Tkaczkę?
Odziany na szaro upiór wyciągnął rękę, wskazując w kierunku dworca kolejowego.
– Tam.
– Co to miało być? – zażądała wyjaśnień zjawa.
– To oznacza, że jakieś niezałatwione sprawy trzymają cię tu mocniej, niż inne duchy – prychnęła Nevena. – Problematyczna gnida!
– No cóż , paniusiu, mi też niespecjalnie pasuje ciągłe włóczenie się za tobą. Trzeba było mnie nie zabijać!
– Zabijam , kogo chcę – chłodno odparła Nevena. – A teraz zamilcz. Są na tym świecie rzeczy gorsze od śmierci.
Zaprowadziła go do przepastnej hali dworca kolejowego. Na samym środku tej rozległej przestrzeni przycupnęło… coś, czego Jeffrey Polder nie potrafił nazwać. Po części pająk, po części chyba żaba, po części słoń, a wszystko wydawało się wynaturzone. Powłoka istoty wydawała się wrzeć, ciągle się rozmywając i wyostrzając, a oczy buzowały w jej ektoplazmicznym cielsku. Chciał krzyknąć, lecz Nevena zakryła jego usta dłonią.
– Cicho! – wysyczała mu do ucha. – Nie uraź jej.
– Co to jest?
– Duch. A ja cieszę się szczególnymi względami wśród duchów. Zostań tu i zaczekaj, to pomogę ci ruszyć dalej, gdy już załatwię swoje sprawy.
Zostawiła Poldera samego, z zakłopotaniem nawiedzającego kiosk z gazetami. Skrył się za stojakiem z magazynami, podczas gdy ona ruszyła przez halę w kierunku maszkary.
Wspominała o losach gorszych niż śmierć i z jakiegoś powodu Polder wierzył jej słowom. W instynktowny sposób wiedział, że jeśli tylko monstrum by go dostrzegło, nie tylko by go pożarło , ale także wchłonęło, na wieczność go więżąc lub czyniąc częścią siebie.
Nevena zatrzymała się przed potworem. Dla jakiegokolwiek żywego świadka wydawałaby się szalona, stojąc na środku poczekalni i mówiąc do pustki. Tylko duchy mogły dostrzec prawdę.
– Żądam jasnowidzenia – ogłosiła. – Odkryj przede mną, gdzie skrywają się moi wrogowie. Pokaż mi ich twarze. Podaj ich imiona. Pozwól zasmakować ich krwi.
Duch rozprostował kończynę, pnącze, a może mackę, wyciągając ją, by dotknąć wampirzycy. Przez moment oczy Neveny rozbłysły piekielnym blaskiem.
– Wiem , kim są – wyszeptała do siebie.
Na końcu hali znajdował się rząd budek telefonicznych. Nevena weszła do jednej z nich. Polder z ciekawości ruszył za nią. Zamknęła mu drzwiczki przed nosem. Wziął głęboki oddech, po czym przez nie przeszedł.
– Nie musisz przecież oddychać – rzuciła Nevena , przegrzebując kupkę monet w dłoni.
– Głupi mały duszek. Wspomnienia płuc. Wspomnienia głosu. Wspomnienia trzymające cię tu, żeby mnie denerwować.
– Paniusiu, nie mam zamiaru siedzieć tu w towarzystwie tego… czegoś! Chodźmy stąd!
– Pomóż mi, a zapewnię ci spokój. A teraz mały duszku, która moneta?
– Ta. Na telefon wystarczy kilka miedziaków.
– Mie-dzia-ki – powtórzyła. Wygrzebała z torebki kawałek papieru i wybrała numer. – Laszlo? Posłuchaj braciszku. Mam imiona. Wszystkich inkwizytorów i łowców. Zapolujesz na nich dla nas, prawda? Spotkam się z tobą na miejscu. Zostaw kilku dla mnie. – Podała kilka nazwisk i adresów, po czym odłożyła słuchawkę.
– Powiedziałaś, że mi pomożesz – powiedział Polder.
– Wkrótce. Wkrótce. Najpierw mnie poprowadzisz.
Centrum. Polder zaprowadził ją przez miasto pod wskazany adres. Zaczął zauważać rzeczy, których wcześniej nie dostrzegał: dziwne postacie w tłumie, widmowe twarze wyglądające przez okna, mniejsze poczwary pokroju tej z dworca kolejowego, a wszystkie z nich kłaniały się mijanej Nevenie. W pewnym momencie dojrzał pomiędzy wieżowcami krwawą pieczęć jaśniejącą na nocnym niebie, jakby cała dzielnica miasta została
naznaczona.
– Co to?
– Dzieło mego brata – odpowiedziała z dumą w głosie Nevena.
– Tego, z którym idziemy się spotkać?
– Nie. Ishtvana. Nie zagraża ci, mały duszku. Działa na żywych, a nie zmarłych.
– Skąd się wzięłaś , paniusiu? Co myśmy wam w ogóle zrobili?
Syknęła poirytowana. Z oszałamiającą szybkością dotknęła kciukami jego oczu i przycisnęła – I nagle zobaczył. Inkwizytorów, polujących na wampiry z kołkami, krzyżami i płonącymi pochodniami. Strzelby i działa obracające w pył zamki oraz złodziei i rzezimieszków rozkopujących ukryte krypty. Wrzeszczące, trawione ogniem wampiry, spopielane światłem słonecznym. Nielicznych ocalałych, uciekających i kryjących się z coraz większą desperacją. Wampiry, niegdysiejsze królowe i wyrocznie, królowie i rycerze, zmuszone do ukrywania się po kanałach i żywienia się
szczurami. Łowców zbliżających się coraz bardziej i coraz mniej liczne wampiry.
– To nam zrobiliście – odparła Nevena. – A teraz jesteśmy tutaj.
Z pobliskiego przejścia wyłonił się ogromny mężczyzna. Oblizał dłonie, wysysając krew spomiędzy knykci.
– Nevena, siostrzyczko – wychrypiał. – Znalazłem ich dokładnie tam, gdzie powiedziałaś. Zostawiłem Ci dwóch żywych. – Przerwał wąchając powietrze. – Coś tu jest, tak?
– Mały duszek. Nie przejmuj się nim.
Laszlo rozejrzał się, tam i z powrotem obracając masywną głowę, omiatając Poldera spojrzeniem, jednak nie dostrzegając go.
– Mam jeszcze trochę roboty. Owocnych łowów, siostro. – Zniknął tak szybko, że zdawał się tylko rozmazaną smugą.
Nevena weszła po schodach, a Polder podążył za nią niczym porzucony pies.
W środku zastali scenę masakry. Krew skapywała z sufi tu, z miejsca, w którym jakaś nieszczęsna ofiara została roztrzaskana o framugę. Wkoło porozrzucane były różne kończyny, z niesamowitą siłą wyrwane ze stawów. Polder z przerażeniem przyglądał się scenie, nie mogąc jednak wykrzesać z siebie pełnego obrzydzenia. Kiedyś był świadkiem tego, jak maszyneria w fabryce wciągnęła rękę jakiegoś gościa, i gdy jeszcze żył, już
samo wspomnienie tego zdarzenia przyprawiało go o wymioty. Teraz czuł się obojętny i zdystansowany.
Rzeczywiście jestem martwy, pomyślał. Jego widmowe buty nie zostawiały śladów na zakrwawionej podłodze.
W pokoju na górze trafili na jeszcze żywą dwójkę. Ledwo żywą, Laszlo połamał im nogi i powiesił ich na hakach niczym tusze w rzeźni. Jeden był nieprzytomny, a drugi mamrotał pod nosem modlitwę, gdy Nevena weszła do pokoju. Zabiła ich jeden po drugim, a Polder na moment dostrzegł obok nich dwie szare postaci, które zamigotały jak pojedyncza klatka filmu.
– Ci, których zabijam, są daniną dla duchów – przypomniała Nevena.
– Ale oni, w przeciwieństwie do mnie, nie zostali.
– Nie. Sprawdźmy, co cię tu trzyma, mały duszku.
– Chyba wiem. – Polder wcisnął rękę do kieszeni, a raczej wcisnął wspomnienie swej ręki do wspomnienia kieszeni, po czym wyjął z niej pierścionek.
– Miałem się oświadczyć. Zabiłaś mnie w drodze do niej.
Polder zaprowadził wampirzycę ulicami aż na przedmieścia, do domu Melindy. Tą samą trasą, którą miał przemierzyć kilka godzin temu, gdy jeszcze żył. Był wtedy wystarczająco zestresowany, by nie zauważyć śledzącej go bladej kobiety.
Teraz zupełnie nie czuł zdenerwowania. Tylko bardzo dotkliwy chłód. Stał na małym skrawku trawnika, ściskając w dłoni wspomnienie pierścionka, które zdawało się ciążyć bardziej niż prawdziwy. Niczym trzymająca go tu kotwica.
– To jak? Co robimy? Chcesz… Chcesz jej powiedzieć, że nie żyję?
– Nie mogę wkroczyć do jej domu bez zaproszenia – odparła Nevena. – Ale dysponuję innymi darami. – Wampirzyca wydmuchała obłok niebieskawej mgły, który poszybował wzdłuż trawnika. Gdy tylko dotknął Poldera, wlał się w niego, jak gdyby duch był formą, balonem czy tez naczyniem dla niebieskiej mgły, która dostosowała się do wspomnienia kształtu jego ciała. Znów stał się widoczny, znów stał się realny, chociaż na chwilę.
– Melinda? – zawołał.
Zapaliło się światło. W oknie pojawiła się twarz kobiety, która po chwili wybiegła z domu , krzycząc ze łzami w oczach.
– Tak się martwiłam – powiedziała – że…
Kły Neveny błysnęły błękitem, gdy rzuciła się na Melindę, przewracając ją. Polder desperacko próbował odepchnąć wampirzycę, lecz niestety nadal był tylko widocznym, pozbawionym cielesności kształtem. Jego dłonie bezowocnie przepłynęły przez Nevenę, nie przerywając jej ucztowania na siłach życiowych Melindy.
– Dlaczego? Dlaczego? – załkała zjawa.
– W akcie łaski – odparła Nevena, puszczając martwe ciało i oblizując zakrwawione wargi.
– To miasto będzie należeć do Rodziny, a wszyscy jego mieszkańcy będą nasi na wieczność.
Znikaj, mały duszku. Uciekaj na drugą stronę, nim na zawsze zatrzaśniemy drzwi.
Szare postacie zamigotały przez krótką chwilę na podjeździe. Raz, drugi, a potem została już tylko Nevena.
Władcy nocy
Każdym z wampirów przedstawionym w historiach będzie można zagrać już wkrótce. Zachęcamy do przyjrzenia się temu tytułowi!
Władcy nocy to gra kooperacyjna, w której wszyscy gracze walczą po tej samej stronie i razem zwyciężą lub poniosą porażkę. Wcielicie się w rolę członków wampirzego klanu, powoli odbudowującego swą minioną potęgę. Z pomocą swych sługusów będziecie walczyć przeciw agentom Inkwizycji, siać strach w ludzkich sercach urządzając polowania i tworzyć pieczęcie grozy w różnych dzielnicach miasta. A wszystko to w przygotowaniu do rytuału Krwawego Księżyca, który umocni wasze panowanie nad miastem i przypieczętuje jego los. Strzeżcie się jednak: im dłużej będziecie się przygotowywać do rytuału, tym trudniej będzie go przeprowadzić. Wrogowie depczą wam po piętach, a gdy już was znajdą, nawet wampiryczna magia ich nie powstrzyma.