Władcy Nocy – Historia Agnieszki
Poznajcie Agnieszkę – jedną z bohaterek Władców nocy. W grze kierujemy wampirami, które próbują przejąć władzę nad miastem. Z resztą… Tutaj jest historia jednej z nich:
Tej nocy miasto było zimne niczym grobowiec. Julia opatuliła się kocem i zadrżała. Oprócz koca, miała na sobie płaszcz, ale i to nie wystarczyło. Może mogłaby wziąć koc z drugiego łóżka naprzeciwko. Gospodyni powiedziała, że będzie jeszcze jeden gość, ale jak na razie nie było ani śladu drugiego gościa.
Światło księżyca przebijało się przez popękane okiennice małego okienka niczym lodowe włócznie. Oddech Julii parował w powietrzu. Nie, musiała wziąć drugi koc. Z pewnością nikt już nie przybędzie o tej porze nocy, a bez niego zamarznie na śmierć. Jedyną rzeczą, która ją powstrzymywała, była myśl o stąpaniu po przeraźliwie zimnej podłodze.
Musiała jednak zaryzykować. Julia odwinęła się z koca i zakradła się tak cicho, jak tylko mogła do drugiego łóżka. Stare deski zaskrzypiały, a ktoś w sąsiednim pokoju wymamrotał pijacką klątwę, zanim wrócił do chrapania.
Cóż to było za okropne miejsce! Koc też był okropny, pełen dziur i zapewne był lęgowiskiem wszy, ale przynajmniej zapewniał trochę ciepła.
Gdy Julia zdjęła koc z drugiego łóżka, drzwi się otworzyły. W progu stała młoda kobieta, a w zasadzie młodsza od Julii dziewczyna, blada jak światło księżyca.
– Czy mogę wejść?
Zmieszana Julia z powrotem upuściła koc na drugie łóżko.
– Pewnie, pewnie. Przepraszam, ja tylko… Po prostu…
– Czy tu jest zimno? Ty go weź. Nie czuję zimna.– Kobieta przeszła przez pokój i usiadła na łóżku. Julia wzięła koc i wycofała się do swojego kąta pokoju, świadoma śledzącego ją wzroku dziewczyny.
– Dobranoc więc.
– Nie jestem zmęczona. Chce porozmawiać – odparła dziewczyna.
– Przepraszam. Jestem strasznie zmęczona – odrzekła Julia, ale nawet w trakcie wypowiadania tego zdania, zdała sobie sprawę, że wcale nie jest już Śpiąca. Pewnie szok z zimna. Uprzejmie byłoby chwilę porozmawiać, pomyślała, a biedactwo jest pewnie bardziej przerażona niż ja. To tylko dziecko. Co ona tu robi sama?
Julia usiadła, owijając się kocami, by zachować resztki ciepła.
– Powinnam się przedstawić. Jestem Julia.
–Urodziłam się jako Agnieszka – powiedziała dziewczyna. – Ale Agni pewnie będzie dla Ciebie łatwiejsze.
– Wszystko w porządku, Agni? To niespecjalnie miejsce dla dziewczynek bez opieki. Nie jest tu bezpiecznie.
– Nikt tu nie ma zamiaru mnie skrzywdzić. A co, są tu niebezpieczni ludzie? Agresywni mężczyźni? Julia zadrżała.
– Może. To tania dziura kolo doków. Trafiają się tu różni ludzie.
– Miejsce z agresywnymi ludźmi – Skinęła głową Agni.
– Dobrze. Wrócę tu i zaprzyjaźnię się z nimi – przytaknęła do siebie, po czym uraczyła Julię zimnym spojrzeniem, które zdawało się przenikać prosto do jej serca.
– Powiedz mi o sobie, Julio. Jaką jesteś osobą?
– Ah, Ja tylko… to tylko nieporozumienie, widzisz. Nazywam się Julia Winters. Przyjechałem do miasta odwiedzić starego przyjaciela rodziny, kiedyś prowadził sklep z narzędziami, ale się wyprowadził. A potem skradziono mi torebkę, w której były wszystkie moje pieniądze i bilety na pociąg. Jestem tu tylko na noc lub dwie, dopóki mój mąż nie prześle mi pieniędzy na bilet na pociąg…
– Kłamca! – wykrzyknęła rozbawiona Agni – Nic z tego nie jest prawdą. Czuję twoje kłamstwa, Julio. Nie masz obrączki na palcu. Powiedz mi prawdę.
To nie kłamstwo, chciała odpowiedzieć Julia.
To nie twoja sprawa.
Zamiast tego powiedziała prawdę.
Pospiesznie wszystko z siebie wyrzuciła, o swoim ojcu pijaku, który ją bił, o miesiącami planowanej ucieczce. O tym, jak zaprzyjaźniła się z Kelvinem, sprzedawcy ze sklepu z narzędziami, który robił interesy z jej ojcem. Korespondowali w tajemnicy, i obiecał, że zapewni jej miejsce do spania, ale kiedy tam dotarła, Kelvin odwrócił się od niej, próbował ją zmusić… kazał jej…
– Byli dla ciebie okrutni, więc uciekłaś – powiedziała Agni, jakby to była najbardziej naturalna, zwyczajna rzecz na świecie. – Po co kłamać?
– Cóż, to… To trochę wstydliwe, prawda? Powinnam znaleźć jakiś sposób, żeby to wszystko wypaliło. A teraz jestem tu sama, bez pieniędzy, bez przyjaciół i nie wiem, co robić! – Julia chciała płakać, ale łzy nie chciały przyjść. Może było tak zimno, że zamarzły w jej oczach przed upadkiem.
– Dla mnie też ludzie byli okrutni – powiedziała cicho Agni. – W mojej wiosce, kiedy byłam młoda.
– Przecież jesteś młoda, w zasadzie jesteś jeszcze dzieckiem!
– Nazwali mnie wiedźmą. – Skrzywiła się Agni. – Dzieckiem diabła. Mnie też bili. Ukamienowali mnie. Mój ojciec rzucił pierwszy kamień. Płakał, kiedy to robił, ale niby co z tych łez? – Trzymała rękę przy świetle księżyca, a palce wydawały się zgięte i zniekształcone, jakby wszystkie kości zostały roztrzaskane. – Twój ojciec, pijak. Mieszka w tym mieście?
– T-tak.
Agni ześlizgnęła się z łóżka i wyciągnęła zniekształconą dłoń do Julii.
– Lubię Cię, Julio.
– Miło Cię poznać, Agni.
Musiała zasnąć. To musiał być sen.
Strasznie dziwny sen.
W tym śnie, Agni otworzyła okno, przez które wlało się światło księżyca. Było jak most, srebrzysty most zawieszony na nocnym niebie, a Agni prowadziła ją po nim, tańcząc nad chmurami. Biegły ręka w rękę, Julia w płaszczu, butach i dwóch kocach, a Agni boso, w poszarpanej sukience. W tym śnie świat był do góry nogami, niebo było pełne ciemnych chmur, a światła miasta poniżej zdawały się być nową konstelacją gwiazd.
To z pewnością był sen, w którym Julia znalazła się przed swoim starym domem.
W salonie na dole paliło się światło, a przez okno widziała swojego ojca leżącego na krześle, z butelką burbona rozlewającego się po dywanie.
– Musisz mnie zaprosić do środka – powiedziała Agni.
– Już tu nie mieszkam – zaprotestowała Julia. – Uciekłam stąd.
– To nieważne.
Zapasowy klucz był pod wycieraczką, zupełnie jak w prawdziwym życiu. Julia po cichu otworzyła drzwi, tylko cicho, jak go obudzisz będzie zły, po czym weszła do środka.
– Wejdź, zapraszam – powiedziała.
Agni przekroczyła próg i skierowała się wprost do drzwi salonu.
Nie! – wyszeptała Julia. – Nie budź go!
– Nie muszę się już bać – rzuciła poirytowana Agni, po czym z rozmachem otworzyła drzwi.
Ojciec Julii obudził się, jęknął, a potem wytrzeszczył oczy. Jego twarz zaczerwieniła się z gniewu, wygramolił się na nogi i zacisnął pięści. Rzucił się na nie.
– Stop – powiedziała Agni. Zatrzymał się.
– Klękaj – Uklęknął.
– Weź to – powiedziała, podając Julii burbon. – Idź i poczekaj na zewnątrz. Burbon palił, gdy spływał do gardła, powoli rozlewającym się ciepłem, które sprawiało, że zapomniała o zimnie a jej policzki się zaczerwieniły. Gdy Agni wyszła, też wydawała się bardziej czerwona.
– Chodźmy – powiedziała dziwna dziewczyna, po czym ruszyły wzdłuż ulicy. W tym śnie – bo to był sen, jak sobie przypomniała Julia, zauważając,i jak dziwnie było wiedzieć, że to sen podczas snu, i jak dobrze smakował bourbon, nawet jeśli nie był prawdziwy – w tym śnie ulica nagle zamieniła się w zamieć śnieżną, biały grunt opada pod nimi i nieba wirowało, jakby leciały.
– Nie podoba mi się, jak cię przestraszył. – Agni wydawała się zła, mówiąc bardziej do siebie, niż do Juli. – Gdy Rodzina mnie przyjęła, przysięgłam sobie, że już nigdy nie będę się bać. Nie boję się, ale inni tak. Mamy wielu wrogów, Julio.
– Wrogów? – zająknęła się Julia. Gwałtowny wiatr utrudniał słyszenie, a Burbon nie pomagał.
– Tak. Chcą nas zabić. Zabili wielu z nas. Są jak ludzie, którzy próbowali mnie ukamienować, gdy jeszcze byłam żywa. Boją się mrocznych darów, a ja jestem teraz o wiele silniejsza. Ale jest ich tak wielu, a nas tak mało. Uciekliśmy im, przeprawiliśmy się przez morze do tego miasta i tu stawimy opór. Nakreślimy krwawe znaki, które opracował Ishtvan, i zwiążemy całe to miasto naszą wolą. Każda żywa istota tutaj stanie się nasza, stanie się naszym bydłem, napiętnowanym naszymi pieczęciami, które wymalujemy na płonącym niebie. Nevena to ujrzała.
– Ty… Mówisz strasznie dziwne rzeczy, Agni.
Usta dziewczyny złożyły się w cienkim, pokrętnym uśmiechu.
– Mówili tak, kiedy jeszcze żyłam. O, jesteśmy na miejscu.
A na tabliczce widniało „SKŁAD BUDOWLANY”.
– Dlaczego tu jesteśmy? – spytała Julia. To sen. To sen. To sen. ─ Ponieważ cię tu przyprowadziłam – odparła Agni. – Ponieważ kiedyś byłam przerażona i samotna, a Rodzina mi pomogła. Ponieważ nawet dziecię Diabła czytało Biblię i pamięta historię Hioba. Ponieważ tak chcę. – Wskazała na sklep z narzędziami. Mieszkanie Kelvina było nad sklepem. – Zaproś mnie do środka.
– Nie mogę. – Butelka bourbona była pusta, ale Julia wciąż mocno ją ściskała.
– Eh! W takim razie inny sposób! – warknęła Agni i spojrzała na Julię nienaturalnie 34 jasnymi oczami.
Imię wezbrało w niej niczym wymiociny i Julia nie mogła się powstrzymać. Musiała to powiedzieć. Wykrzyczeć.
– KELVIN!
Na górze zapaliło się światło. Twarz w oknie i ciąg przekleństw. Kelvin pobiegł na parter i otworzył boczne drzwi.
– Ty głupia mała dziwko, mówiłem ci, że jeszcze przypełzniesz na kolanach, prawda? Gdzie indziej miałbyś pójść? Wejdź do środka, zanim zamarzniesz na śmierć, a ja znajdę kogoś, kto Cię jutro ogrzeje w łóżku. Nie prowadzę tu działalności charytatywnej, Julio.
– Przerwał. Jego spojrzenie przeskoczyło z twarzy Julii do pustej butelki, potem do Agni.
– Skąd to masz? I to kto jest?
– Jestem nikim – powiedziała Agni. – Nie ma mnie tu.
I nie było jej. Nagle znikła, i tylko śnieg padał na latarnie.
– Do środka. Już. – rozkazał Kelvin.
Julia była całkiem sama. Ale i tak potrząsnęła głową.
– Nie.
Zrobił krok w jej kierunku.
– Chodź do środka.
Już nie musiała się bać.
Julia zamachnęła się ciężko butelką, trafiając go w skroń. Na ulicę trysnęła krew… A potem już był ranek i się obudziła. Łóżko naprzeciwko było puste, a ona była pewna, że zeszłej nocy nikt w nim nie spał.
Julia przeciągnęła się i wygramoliła się z koców. Nadal miała na sobie płaszcz, w którego kieszeni znalazła setki dolarów. Patrzyła tępo na pieniądze. Wystarczyłoby, żeby kupić bilet na pociąg… gdziekolwiek. Wystarczyłoby, żeby utrzymać się miesiącami. Wystarczyłoby, żeby rozpocząć nowe życie.
Patrzyła na pieniądze z szokiem i skołowaniem. Niektóre banknoty były poplamione lub umazane zaschniętą krwią.
Naszły ją słowa, na wpół zapamiętane z ulatującego snu.
Przeprawiliśmy się przez morze do tego miasta i tu stawimy opór. Nakreślimy krwawe znaki i zwiążemy całe to miasto naszą wolą. Każda żywa istota tutaj stanie się nasza, stanie się naszym bydłem, napiętnowanym naszymi pieczęciami, które wymalujemy na płonącym niebie.
Usłyszała głos nad uchem, jakby Agni stała zaraz obok.
– Daję Ci szansę. Uciekaj. Uciekaj, jakbym deptała Ci po piętach.
Julia uciekła.
Opuściła miasto, nim nakreślili krwawe znaki na niebie.