5 kwietnia 2019

Waste Knights: cykl Krajobrazy Pustkowia – część 9: Zarośnięte lotnisko

Zapraszamy do przeczytania przedostatniej części cyklu Krajobrazy Pustkowia, czyli epickiej podróży przez spustoszoną Australię w wykonaniu Johnny’ego Taylora i jego psa. Tym razem trafiają na teren zarośniętego lotniska.

Kampania gry Waste Knights: Second Edition na Kickstarterze zakończyła się w połowie marca. Projekt został ufundowany w 844% dzięki ponad 4400 wspierającym z całego świata.

Część 1: Pompy, dostępna tutaj.

Część 2: Fabryka robotów Cerbero, dostępna tutaj.

Część 3: New Sydney, dostępna tutaj.

Część 5: Alice Offsprings, dostępna tutaj.

Część 6: Jamy, dostępna tutaj.

Część 7: Góra Uluru, dostępna tutaj.

Część 8: Święty Płaskowyż, dostępna tutaj.

Zarośnięte lotnisko

living_jungle_400Gdyby nie przypadek, nigdy nie trafiłbym do tego niezwykłego miejsca, ukrytego pośród dziko rozrośniętej dżungli. Dwa dni temu dostrzegłem na niebie ciemną smugę i podążyłem jej śladem na zachód. Po kilkudziesięciu minutach zorientowałem się, że to jakaś maszyna latająca z chwili na chwilę zbliżająca się do ziemi. Nie wyglądała na żaden z konstruktów Cerbero, więc kiedy pilotowi udało się ją wreszcie posadzić na pasie autostrady, postanowiłem podjechać bliżej.

W ciasnej kabinie znalazłem ranną, nieprzytomną dziewczynę. Nie było czasu na długie zastanowienie – nie ja jeden zainteresowałem się samolotem. Na horyzoncie już wznosił się tuman kurzu zapowiadający gości. Mogłem ratować pilotkę, albo szabrować pojazd. Chyba tlą się we mnie resztki człowieczeństwa, bo wybrałem pierwszą opcję. Po chwili pędziliśmy już byle dalej, a w duchu liczyłem, że samolot będzie wystarczającą nagrodą dla łupieżców.

Kiedy Sophie – bo tak przedstawiła się pilotka – zbudziła się i ustaliliśmy, że nie próbowałem się do niej dobierać, poprowadziła mnie starą trasą z autostrady wprost w wybujałą zieleń na poły zmutowanej dżungli. Na końcu drogi czekała niespodzianka – stare lotnisko cywilne, którym ktoś zajął się z zadziwiającym zaangażowaniem.

rogue-pilot-400Teraz odpoczywam w cieniu wiaty popijając zwietrzałe, ale przynajmniej zimne piwo, i obserwuję kilkadziesiąt osób pogrążonych w ciężkiej pracy. Mozolnie remontują najróżniejsze maszyny – szybowce, samoloty pocztowe… Mają nawet wielki transportowiec, którym osobiście zajmuje się tutejszy szef, kapitan Thomas – ogorzały, brodaty facet, który chyba kąpie się w smarze i nie wiedzieć czemu nieustannie nosi na głowie marynarską czapkę.  Za pomoc Sophie dostałem od niego trochę części, paliwo i na kilka dni kąt do spania pośród ludzi, którzy nie próbują mnie zabić, ani okraść.

Dziewczyna też musiała się do mnie przekonać, bo kiedy rozmawiamy, nie sięga już po nóż. Nie tak, jak za pierwszym razem… W każdym razie tutejsi są wyjątkowi – mają plany rozbudowy lotniska, kilku dobrych mechaników i śmiałych pilotów, pomysły na przyszłość… Muszę zarazić się od nich tą energią szczególnie, że przede mną ostatni wysiłek, a oczekujące na końcu drogi Zgorzel to miasto, gdzie równie łatwo możesz dostać kosą pod żebro, co stracić cały majątek grając w karty. Trzecia opcja rzadko kiedy wchodzi w grę.